Spod śniegu wystają resztki minionej jesieni.
Niedokończone zdania, suche pożółkłe kwiaty, rozmowy przerwane w pół słowa, myśli zatrzymane pomiędzy zmierzchem a świtem.
Nieokryte bielą kłują przyzwyczajone do odcieni jednej barwy oczy.
Tę jesień znam tylko z obrazów, które pojawiały się za oknem.
Ktoś przyniósł raz zapach mokrych liści we włosach. Ktoś inny wyciągnął z kieszeni dwa lśniące brązowe kasztany. Gruby szal, w który wtulałam się, gdy przyszłaś, był zimny.
Upływający czas odmierzały krople deszczu i łzy płynące po policzkach.
Snułam się razem z porannymi mgłami po łąkach.
Zastygłam na kilka miesięcy w przestrzeni oddzielonej od świata grubymi szybami.
Zbieram teraz te wszystkie niewypowiedziane słowa, odkopuję spod śniegu tamte rozmowy, łowię z pamięci nieostre obrazy. Jestem coraz bardziej.
Wracam do spóźnionych chwil.
Spóźniona jest także chwila, gdy piekę urodzinowy tort bezowy.
bezy
5 białek
250 g drobnego cukru
krem
500 ml śmietany kremówki 36%
100 g gorzkiej czekolady 70%
łyżeczka żelatyny plus łyżeczka gorącej wody
200 g dżemu lub musu z czarnej porzeczki
garść suszonych fig, śliwek i blanszowanych migdałów
50 ml rumu
Białka ubijam intensywnie przez kilka chwil (przez około 3 minuty, jeśli ubijałabym białka mikserem), następnie powoli wsypuję cukier i ubijam tak długo, aż piana będzie bardzo sztywna i lśniąca.
Na papierze do pieczenia rysuję dwa okręgi o średnicy 20 cm. Pianę dzielę na dwie takie same części i przekładam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia z narysowanymi okręgami. W tym celu można użyć rękawa cukierniczego.
Wstawiam do nagrzanego do 170 stopni C piekarnika. Piekę 5 minut, następnie zmniejszam temperaturę do 140 stopni C i piekę kolejne 10 minut, zmniejszam temperaturę do 120 stopni i piekę jeszcze 10 minut. Upieczone bezy powinny być kruche. Jeśli po upływie wyżej wskazanego czasu są jeszcze miękkie, należy zostawić je w wyłączonym, ciepłym piekarniku, by wyschły.
Suszone figi i śliwki kroję w paseczki, migdały natomiast kroję w duże słupki. Bakalie przekładam do kubka, dodaję rum i przykrywam folią spożywczą. Tę czynność najlepiej wykonać kilka godzin przed przygotowaniem tortu, by bakalie wchłonęły rum.
Żelatynę rozpuszczam w gorącej wodzie. Czekoladę rozpuszczam w kąpieli wodnej.
Śmietanę ubijam na sztywno, dodając w trakcie ubijania żelatynę i dobrze ostudzoną czekoladę.
Niewielką część kremu mieszam z bakaliami.
Blat bezowy układam na paterze, smaruję dżemem porzeczkowym, następnie kremem z bakaliami i na koniec samym kremem. Przykrywam drugim blatem. Z wierzchu mój tort oprószyłam kakao i posypałam suszonymi płatkami róży.
Kilka słów o przepisie.
Przepis, podobnie jak ten z drugiej kartki notatnika, pochodzi z książki Elizy Mórawskiej "Słodkie". To moja ulubiona słodka książka z przepisami i fotografiami, które pachną.
Podstawowy przepis zawarty w książce wzbogaciłam o bakalie nasączone rumem. W mojej wyobraźni rysuje się już wiosenna postać tego bezowego tortu z kremem z dodatkiem białej czekolady i czerwonymi owocami ułożonymi na wierzchu tortu.
Tort jest słodki z kwaśnym kontrapunktem czarnej porzeczki.
Przymiotnik "przepyszny" w odniesieniu do tego tortu padł z ust każdego, który go skosztował. Ten tort ma bowiem w sobie coś z niebiańskości. Sprawia, że jest się przez kilka chwil bliżej nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz