wtorek, 11 sierpnia 2015

bałtyckie opowieści |lipiec|



pod ciszą tu kryją się
drżenia zapach lasu dłonie pełne słów

w ciszy dzieje się najwięcej


nim opowiem o niej, zostawiam opowieść zamkniętą w analogowych fotografiach.
bałtyk. połów. rytm fal.




poniedziałek, 5 stycznia 2015

nowa kartka.






końce i początki wydarzają się niezależnie od przewracanych kartek kalendarza.
każda kartka jest biała. do zapisania.

początki to trzepotanie skrzydeł, niespokojne dłonie.
niebo nisko zawieszone nad głową.

najtrudniejsza jest codzienność.
otwieranie znanym zeszytów i dopisywanie kolejnych wersów.
do końca opowieści.



bądźcie piękni.
tym pięknem, które chowacie w samym środku.
na każdej kartce.









środa, 3 grudnia 2014

droga do Gąsienicowej [cykl obrazki]





   (droga do Gąsienicowej)


   dolinami
   wspinamy się do nieba








Pierwszy obrazek. Dolina.


Miałam kilka lat, zamszowe ciemnozielone buty i głowę pełną wymyślonych górskich obrazków.
Pierwszomajowe święto Tatr znałam z opowieści. Mieściło się plecaku Taty, pachniało słońcem i ogórkami zawiniętymi w lnianą ściereczkę, choć zaczynała się wiosna, obchodzono je w rękawiczkach. 

Kiedy po raz pierwszy dotknęłam majowej doliny Chochołowskiej, poczułam się tak jakbym chodziła po krawędzi nieba. 
Słońce i cień wyznaczały granicę przedwiośnia i zimy. 
Zatopiona w słońcu polana była fioletowa od rozkwitających krokusów. 
Wyżej były tylko białe, wystające ponad niebo wierzchołki. Wyśnione.

Zdobywając pierwszą górę, Grzesia, czułam się jak zdobywca K-2. Na chwałę tego wejścia duży kamień przed chochołowskim schroniskiem nazwałam wspólnie ze współtowarzyszkami wspinaczki nazwą najwyższego do wyobrażenia szczytu.  


Po mojej pierwszej górskiej historii, wydarzały się następne.
Biegnąc przed siebie kolejnymi szlakami, myślami zawsze byłam na ośnieżonych szczytach. 

Przeszłam długą drogę, nim odkryłam, że piękno jest w dolinach.









Białoniebieską drogę do Gąsienicowej przeszłam w listopadzie minionego roku.

Za Kasprowym błękit walczył z chmurami. Goryczkowa i Kondratowa tonęły w niezliczonej ilości białych płatków rozsypywanych przez śnieżną burzę. Na ławce przed schroniskiem na Hali Kondratowej nie zostały już z pewnością żadne ślady po kubkach gorącej słodkiej herbaty, którą piłyśmy przed trzema godzinami. 


Niebo otworzyło się nad Gąsienicową.
Chowałam zachłannie obrazy pod powiekami.




niedziela, 30 listopada 2014

światłoczułość.




Trzymając w dłoniach analogową lustrzankę, czuję się jak Amelia w trzydziestej trzeciej minucie filmu.
Jakbym mogła z wydarzającej się rzeczywistości wybrać trzydzieści sześć chwil, których piękno zamknę na kliszy.

Pamiętam każde naciśnięcie spustu migawki.
Światło wędrujące po liściach.
Kolor nieba.
Słowa zaplatające się w głowie.


Jestem światłoczuła jak klisza.






Moje pierwsze klatki to babie lato minionego roku.
Dzień był ciepły i słoneczny. Miękko chował się pod powiekami.
Oddychałam zapachem nagrzanych słońcem łąk. Guta mruczała, leżąc w półcieniu.
Byliśmy razem pod naszą jabłonią.

Radość jest analogowa.





Ciasto
czekolada/cukinia/orzechy

ciasto:
350 g cukinii
240 g mąki pszennej
150 g cukru trzcinowego
120 ml roztopionego masła
4 jajka
pół tabliczki (lub więcej) czekolady
dwie łyżki (lub więcej) kakao
dwie łyżki mocnego espresso
łyżeczka sody oczyszczonej
pół łyżeczki proszku do pieczenia
duża szczypta soli morskiej

wierzch
100 g orzechów laskowych lub włoskich
40 g cukru trzcinowego
łyżeczka cynamonu


Piekarnik nagrzewam do temperatury 180 st. C.

Cukinię ścieram ze skórą na tarce o grubych oczkach. Czekoladę kruszę na małe kawałki.
Przygotowuję dwie miski. W jednej łączę składniki suche: przesianą mąkę, kakao, sodę, proszek do pieczenia i sól, w drugiej - jajka z cukrem, masłem i kawą.
Do miski z mokrą masy dodaję 2/3 suchych składników. Mieszam delikatnie łopatką do połączenia składników. Pozostałą suchą część łączę z cukinią (wraz z sokiem, który z niej wyciekł) oraz czekoladą również do połączenia się składników.
Na koniec delikatnie, choć energicznie, mieszam ze sobą łopatką zawartość obu misek.

Przygotowuję orzechową skorupkę. Orzechy siekam grubo, po czym łączę je z cukrem i cynamonem.

Ciasto przelewam do okrągłej formy o średnicy około 24 cm wyłożonej papierem do pieczenia i posypuję orzechową kruszonką.
Piekę przez około 50 minut aż patyczek włożony w środek ciasta będzie suchy.


To ciasto tytułowe z blogu Chocolate and Zucchini
W mojej interpretacji jest w nim mniej czekolady i kakao. Chciałam, by smak cukinii wciąż był delikatnie wyczuwalny i cukinia uperfumowana czekoladą grała razem z cynamonowymi orzechami.
Ciasto jest wilgotne z nadzwyczaj przyjemnym orzechowym chrupiącym wierzchem. 
Jest proste i piękne jak analogowa fotografia.



środa, 27 sierpnia 2014

Prosta historia. (Targ Pietruszkowy).




To prosta historia.
Mogłabym zamknąć ją w jednym zdaniu.

Opowiem ją jednak.
Sobotni późny poranek. Słońce zalewa miasto, upał zwalnia jego rytm.
Autobus jest duszny, jedzie niespiesznie przez puste ulice.

Podgórski Plac Niepodległości.
Kilkanaście prostych straganów układających się w geometryczną całość.

Podchodzę bliżej. Widzę prawdziwych dobrych ludzi i prawdziwe dobre produkty.
Pakując kawałek koziego sera Sprzedawca opowiada mi o kozach i o łąkach, na których się pasą.
Dwie uśmiechnięte dziewczyny dotykają brzoskwiń z taką czułością jakby były to pisklęta.
Kupując piękną niebieską dynię Hokkaido słyszę jej historię od maleńkiego ziarenka.

Targ Pietruszkowy to niesamowita czasoprzestrzeń.
Jasne miejsce na mojej mapie Krakowa.


Z tego, co przyniosłam do domu z Pietruszkowego Targu zrobiłam prostą sałatkę.
Prostą i piękną jak ta historia.




Prosta sałatka

garść rukoli i roszponki
brzoskwinia
kawałek koziego sera
garść płatków migdałowych

łyżka oliwy
łyżeczka octu balsamicznego
trochę soli i świeżo zmielonego pieprzu


Rukolę i roszponkę myję i suszę.
Brzoskwinię kroję na cząstki. Rozgrzewam bardzo mocno patelnię (używam tej najprostszej, choć grillowa pasowałaby tu bardziej) i układam nań brzoskwiniowe łódki. Grilluję je z każdej strony aż będę mocno rumiane (trwa to kilka chwil). 
Kozi ser kruszę na mniejsze kawałki.
Migdałowe płatki prażę na suchej patelni aż będą chrupiące i złote.

W słoiku łączą oliwę, ocet balsamiczny i przyprawy.

Składniki sałatki układam na talerzu. Skrapiam je prostym sosem. 
Na koniec posypuję sałatkę migdałowymi płatkami.








poniedziałek, 16 czerwca 2014

ta łąka jest wciąż we mnie. (konkurs "Blog ze znakiem smaku").



Wychowałam się pomiędzy rzeką a lasem.
Bawiłam się na łące. Miała smak słodkich kwiatów koniczyny.
Biegałam boso po mokrej od rosy trawie.
Pamiętam smak malin zrywanych w ogrodzie, dźwięk mleka uderzającego o blaszane wiadro przy dojeniu, zapach pomidorowych gałązek w szklarni.
Robiłam z Babcią biały ser. Z Dziadkiem chodziłam zbierać leśne jeżyny.
Zanurzałam dłoń w świeżo zmłóconym zbożu.

Ta łąka jest ciągle we mnie.






Ciastko
czarnuszka/bryndza/botwinka/truskawki/miód/czarny bez

ciastko z czarnuszką
125 g miękkiego masła
150 g mąki pszennej
żółtko
łyżka kwaśnej gęstej śmietany
białko
garść czarnuszki

bryndza
100 g bryndza podhalańskiej

botwinka
pęczek botwinki
łyżka oleju rzepakowego z Góry Św. Wawrzyńca
trochę soli
i trochę świeżo mielonego czarnego pieprzu

truskawki z kwiatami czarnego bzu
szklanka truskawek kaszubskich (kaszëbskô malëna)
jedno baldachogrono kwiatów czarnego bzu
łyżka miodu drahimskiego


Piekarnik nagrzewam do temperatury 180 stopni C.

Przygotowuję ciastka. Na stolnicy długim nożem siekam ze sobą masło i mąkę. Kiedy składniki się połączą, dodaję żółtko i ponownie nożem łączę je z masłem i mąką. Następnie dodaję kwaśną śmietanę, siekając ją tak jak poprzednie składniki nożem. Na koniec bardzo szybko zagniatam miękkie ciasto.
Zawijam ciasto w folię spożywczą i chłodzę przez pół godziny w lodówce. 
Rozwałkowuję ciasto na lekko omączonym blacie na grubość pół centymetra i kroję w prostokąty. Ciastka smaruję roztrzepanym białkiem i posypuję czarnuszką. Piekę je około 15 minut aż będą złote.

Gdy piekarnik się nagrzewa, a ciasto chłodzi się w lodówce, przygotowuję botwinkę. 
Buraki obieram (lub nie, jeśli są bardzo małe) i kroję na cienkie plasterki. Formę wykładam papierem do pieczenia i układam nań plasterki buraków oraz nieduże liście botwinki. Skrapiam całość olejem rzepakowym oraz posypuję odrobiną soli i świeżo zmielonego czarnego pieprzu. Piekę przez około 15 minut aż buraki będą lekko miękkie, a liście chrupiące.

Truskawki kroję na ćwiartki i łączę je z kwiatami czarnego bzu i drahimskim miodem.

Na każdym ciastku z czarnuszką kładę bryndzę, na niej plasterki buraków, truskawki z miodem i kwiatami bzu oraz botwinkowy czips.



To piękna przystawka.
Półfrancuskie ciastko z rodzinnego przepisu posypałam czarnuszką. 
Na ciastku położyłam podhalańską bryndzę, pieczoną botwinkę i słodkie kaszubskie truskawki z maleńkimi białymi kwiatami czarnego bzu i miodem drahimskim.

Ciastko jest delikatne i maślane z żywicznym kontrapunktem czarnuszki. Bryndza jest słona i ostra. Buraki słodkie i lekko chrupiące. Truskawki z kwiatami bzu i miodem słodkie z kwaśną nutą i pięknym kwiatowym zapachem. Na koniec szeleszczący botwinkowy liść.

Piękne połączenie polskich smaków.


Ten przepis to moje zgłoszenie do konkursu "Blog ze znakiem smaku".
Bo te trzy znaki smaku są dla mnie bardzo ważne. Jestem dumna, bo to smaki ziemi, na której się urodziłam, wychowałam i mieszkam.




niedziela, 15 czerwca 2014

Marta. (Konkurs z olejem rzepakowym w tle).



Są imiona, które lubię.

Lubię imię Marta.
Ma w sobie trochę smutku i tęsknoty. Jest proste, jak proste jest piękno i miłość.
Widzę ją w niebieskiej sukni. Patrzy w skupieniu.
Jest spokojna i łagodna. Trzyma w dłoniach książkę, list albo dzbanek mleka.

Marta, ją z pewnością malował Vermeer.





Cezar
z sosem z żółtka, oleju rzepakowego i anchois

mięso
pierś kurczaka zagrodowego
łyżka oleju rzepakowego
łyżeczka miodu
trochę soli
i trochę świeżo mielonego czarnego pieprzu

sos
żółtko
około 150 ml oleju rzepakowego
anchois
łyżeczka soku z cytryny
połowa ząbka czosnku

pozostała część sałatki
kawałek bagietki
mała sałata rzymska
czerwona cebula
kilka źdźbeł szczypiorku
garść płatków pecorino
anchois
odrobina świeżo zmielonego pieprzu

Zaczynam od przygotowania mięsa.
Piekarnik nagrzewam do temperatury 150 stopni C. Pierś kurczaka nacieram solą i pieprzem, skrapiam olejem. Piekę w przykrytym folią naczyniu przez około pół godziny. Po tym czasie odkrywam mięso, smaruję je miodem i podwyższam temperaturę pieczenia do 180 stopni C. Piekę mięso do momentu aż będzie miało złoty kolor. Miód wówczas się skarmelizuje.
Upieczoną pierś kroję na plastry.

Po tym jak temperatura w piecu osiągnie 180 stopni C, wkładam doń pokrojoną bagietkę. Piekę do chwili aż powstaną ładne lekko, przyrumienione grzanki.

Sałatę myję i dzielę na liście.
Czerwoną cebule kroję na cienkie plasterki.
Szczypiorek tnę na małe kawałki.

Przygotowuję sos. 
Żółtko miksuję blenderem z anchois, sokiem z cytryny i czosnkiem. Gdy składniki dokładnie się połączą, cienką strużką wlewam do nich olej rzepakowy. Miksuję aż sos będzie gładki i kremowy. Jeśli jest zbyt gęsty, dolewam doń odrobinę wody i ponownie miksuję.


Na talerzu układam liście sałaty, kawałki kurczaka, plastry cebuli i grzanki. Posypuję płatkami pecorino, szczypiorkiem i świeżo zmielonym pieprzem. Polewam sosem. 






Lubię sałatkę Cezar. Jej składniki są proste i codzienne.
Niecodzienny jest sos.
Pachnie morzem, ma intensywny smak, konsystencję delikatnego kremu i piękny żółty kolor.
Bazą sosu jest żółtko i olej rzepakowy.

Olej rzepakowy jest naturalnym źródłem kwasów omega-3 i dlatego to dobry składnik, po który warto sięgać codziennie.


Tę sałatkę z pewnością lubi vermeerowska Marta.