środa, 27 listopada 2013

[bez tytułu]

poranek późnolistopadowy.



obudziło mnie słońce. jest ciepłe, gęste, matowe. odurzające jak farba olejna.
kładzie się na moich powiekach i hortensjach na parapecie.
śniło mi się dzisiaj jedno słowo. albo kilkanaście. nie wiem czy reszta nie przyszła do mnie po przebudzeniu.
w półśnie rozmawiając przez telefon dowiedziałam się, że niejaki Charles Batteux jest twórcą pojęcia sztuki piękne.
uwielbiam taką półjawę-półsen. rzeczywistość miękko przesiąka przez skórę. miesza się ze światem we mnie. czuję smak słodkiej landrynki.

wstaję. otwieram notatnik. gotuję wodę. otwieram okno.
w kuchni wciąż pachną sycylijskie pomarańcze. dawkuję sobie tę przyjemność. szczególnie w dni, których nie trzeba już rozjaśniać.
nie mogę jednak oprzeć się innej przyjemności. kawałki gruszek podgrzane na lekko solonym maśle z lawendą, ricottą i miodem z kwiatów cytryn. rytuał krojenia, lepkiego soku spływającego po palcach i oblizywania łyżeczki z miodem.

słucham jeszcze raz rozmowy z Józefem Henem. czuję się tak jakbym miała kilkanaście lat i siedząc na kolanach dziadka z kubkiem kakao w dłoniach, wsłuchiwała się w jego słowa.
po raz tysięczny słucham melodii Agnes Obel. falling, catching.
układam palce na stole tak jak na pianinie. już niedługo zagram te dźwięki, już niedługo.


powinnam pisać.
idę łapać słońce do kieszeni płaszcza.




2 komentarze:

  1. Czyżbyś była blisko sfinalizowania zakupu pianina?
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wierzę niezmiennie, że ta chwila nadejdzie i jest coraz bliżej mnie.

      Usuń